czwartek, 20 sierpnia 2015

Yves Rocher: peelingujący olejek do dłoni i... skalpu

Od dzisiaj totalny relaks. :) Wyjazd do przyszłego małża na wieś to strzał w dziesiątkę i to czego potrzebuje moja psychika. ;) Ostatnimi czasy jestem hiper nerwowa, więc w polach, lesie i jeziorze pokładam wszelkie nadzieje na ukojenie nerwów. Gdybym miała opisać siebie maksymalnie dwoma słowami byłaby to wściekła osa. Dosłownie cokolwiek jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi i z damy zrobić wiedźmę. Oczywiście zołzą się jest, a nie tylko bywa, więc u mnie występuje typowa wuzetka.

W związku z tym potrzebny był mi choć chwilowy relaks, nawet taki pozorny ;)
Sięgnęłam po peelingujący olejek do dłoni firmy Yves Rocher. Na wizażu ocena jest wyjątkowo słaba (2,8/5), nie sugeruję się nią jednak. Postaram się przekazać Wam swoje spostrzeżenia. ;)

Przede wszystkim producent obiecuje:


  • złuszczenie martwej warstwy naskórka dzięki zawartości nasion truskawki;
  • ochronę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi- arnika;
  • stymulację odnowy komórkowej skóry.

Warto tutaj zaznaczyć, iż YR wykorzystuje Arnicę Chamissonis, aby chronić nie tylko nasze dłonie, ale również zagrożone gatunki.

Schludne opakowanie









Opis producenta Yves Rocher


Skład peelingującego olejku Yves Rocher


Przede wszystkim ma on faktycznie konsystencję olejku z wieloma nasionkami, wierząc producentowi na słowo, truskawki. Bardzo łatwo się rozprowadza, co dziwne trochę się jakby spienia, a dłonie po jego użyciu są gładkie i sprawiają wrażenie czystych, więc moim zdaniem może on spokojnie zastępować na przykład mydło, przy profilaktycznym odświeżeniu rąk. Właściwości antybakteryjnych nie posiada, więc nie możemy na jego rzecz całkowicie zrezygnować z innych środków myjących. Nie jest zdzierakiem, nie można go moim zdaniem nazwać peelingiem, tak jak i żelu pod prysznic z serii, ale jako odskocznia od mydła w płynie, owszem. ;) Moje ręce reagują na niego dobrze, ale... czy ten efekt jest wart prawie 20 złotych? Lepiej działać może zwykły peeling do ciała jak TEN.

Po nałożeniu, o dziwo, mój egzemplarz pachnie liofilizowanymi wiśniami. ;)






Generalnie jako odskocznia jest okej, ale jako codzienność... cóż, szkoda mi prawie 20 zł. ;)

Edit. Jeśli to macie, nie przynosi spektakularnych efektów na Waszych dłoniach, to spróbujcie na skalpie. ;) mi krzywdy nie wyrządził, nawet fajnie się rozprowadza. Nie zdziera, ma konsystencję olejową, nie mam od niego podrażnień. Może akurat się sprawdzi i nie będzie tylko kolejnym "przydasiem" na półce? ;)


Wasza DbZ. 

3 komentarze:

  1. Oj nie przejmuj się, przejdą CI te nerwy! ;) Dawno nie zaglądałam do YR... W sumie chodzę tam tylko po zapachowe mgiełki i na nic innego nie zwracam uwagi. Głównie ze względu na ceny, jak sama piszesz 20zł to trochę dużo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ceny w YR mnie czasami przerażają, zwłaszcza w stosunku do jakości. Na pewno nie skuszę się już na ich kremy, bo są zwyczajnie za drogie przy składach jakie prezentują.

      Usuń
  2. Wypróbowałabym na skalpie :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz komentarz, w którym znajdzie się łechcące moją próżność pochlebstwo ( ;D ) lub konstruktywna krytyka, z której można wynieść naukę. Liczę również na podzielenie się Waszymi doświadczeniami z opisywanymi kosmetykami. ;)

pozdrawiam, dziewczynka, która nie używa zapałek. ;)