poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Niedziela dla włosów: Laminowanie włosów żelatyną

Niedziela jest dla mnie zazwyczaj dniem odpoczynku, ta wczorajszaz zaś po wspaniałym festynie w miejscowości mojego niemałża, a także błogim lenistwem przed powrotem do pracy, zgiełku i miasta...
Pozwoliłam sobie zatem na szaleństwo, o którym wcześniej wiele czytałam i rozmyślałam zanim poczyniłam pewne przygotowania. Przede wszystkim należy zaopatrzyć się w potrzebne składniki, czas i dobry humor. Mowa oczywiście o laminowaniu żelatyną, które blogosferą wstrząsnęło w 2012 roku i nadal pozostaje niekwestionowanym trendem i sposobem na good hair day.





Potrzebujemy oczywiście:
  • żelatynę (2-3 łyżeczki)
  • wodę (pół szklanki, gorącą)
  • odżywkę/maskę (ja użyłam obu)
Dodatkowo możemy zaaplikować olej.




Po wlaniu wody energicznie mieszamy, aby rozpuścić żelatynę i nie dopuścić do powstania grudek. Udało mi się to, na szczęście, ale to wyczyn na miarę wcześniejszego zagotowania wody w czajniku.





Jak widzicie na powyższych zdjęciach odżywka, po którą sięgnęłam, to Lavera do włosów cienkich, olej to chwalony przeze mnie La Luxe, a także Kallos Keratin. Pamiętajcie, że keratyna jest głównym składnikiem żelatyny, a więc starajcie się nie dodawać proteinowych masek, bez choćby odrobiny, emolientów jak olej, aby zrównoważyć działanie keratyny i nie dopuścić do ich przeproteinowania. Podobno dobrze sprawdza się Kallos Blueberry, aczkolwiek akurat nie miałam go pod ręką.



Po wymieszaniu powstał, brzydko wyglądający i porównywalnie pachnący, glutek z odżywką i maską, ale nie bójcie się- na włosach wygląda to o niebo lepiej.



Nakładamy mieszankę na włosy (rozpoczynając od końców), następnie nasze, lepiące się, kosmyki przykrywamy folią spożywczą/siatką/reklamówką i traktujemy je z 20cm suszarką z ciepłym nawiewem (u mnie ta metoda się sprawdziła doskonale). Możecie również okryć głowę ręcznikiem dla wzmocnienia efektu.

Na koniec, po około 40 minutach, zmywamy włosy szamponem (w moim przypadku był to szampon Lavera) i cieszymy się efektem!

Jest czym! Moje włosy stały się grubsze, mięsiste i bardzo gładkie. Przez cały dzień były raczej lejące, nie strączkowały się. Oczywiście końcówki nadal są do podcięcia, ale czekam na odpowiedni moment (muszę się do tego przygotować i psychicznie, i fizycznie). Polecacie może jakiś konkretny sprzęt do końcówek? Cieszy mnie jednak to, że tnąc tych kilka cm pozbędę się ostatków, zniszczonych farbowaniem, włosów.



Zobaczcie ten blask! Ostatnimi czasy po żadnej masce nie był on aż tak widoczny.



 Dodatkowo końcówki wyglądają po spotkaniu z żelatyną wręcz fenomenalnie!



Serduszko w zamian za moją niewyjściową minę. :)

5 komentarzy:

  1. Coś o tym słyszałam, ale nie spodziewałam się takich efektów, szok ;) Żelatyna nie dla mnie, bo jako wegeterrorystka nie uznaję produktów robionych ze zwierzątek :P Niemniej jednak naprawdę fajnie się prezentują Twoje włosy po tym "zabiegu pielęgnacyjnym" ;))
    Pozdrawiam cieplutko i w wolnej chwili zapraszam do mnie ;)
    antytapeta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, też nie spodziewałam się takiego efektu. ;) też jestem terrorystką, ale na razie tylko wegetariańską, ale wyłączyłam już mleko i masło. Skłaniam się raczej ku owowegetarianizmowi, bo jajka pozyskuję od zaprzyjaźnionego gospodarza, który bardzo dba o swoje kurki, nie trzyma ich w klatkach i dożywają u niego sędziwego wieku. Poza tym jestem też kynologiczną terrorystką. ;) Podobno dobrą alternatywą dla żelatyny jest len, ale wszystko przede mną. ;) byłam, dodałam do obserwowanych i będę zaglądać. ;)

      Usuń
  2. Odkąd mam bloga czytam o laminowaniu żelatyną i kusi mnie to, a ciągle nie mam odwagi... Twoje włosy fajnie wyglądają. Jaki połysk! Aż by się chciało spróbować, tylko boję się teraz, bo mam trochę "wyjść" w najbliższym czasie.

    ...a potem pewnie znowu będę się wahać... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam o tym już od 2012/2013 roku i odważyłam się dopiero teraz. Nigdy nie przemawiało do mnie nakładanie takiego glutka na włosy, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz. ;) ja zaryzykowałam i nie żałuję, choć mam teraz chrapkę na len. ;) myślę, że łącząc żelatynę z emolientami nie zrobisz sobie krzywdy. ;)

      Usuń
  3. wyszło fajnie, ja kiedyś próbowałam, ale po 10 minutach spanikowałam (przeproteinowania się bałam) i zmyłam ;)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawisz komentarz, w którym znajdzie się łechcące moją próżność pochlebstwo ( ;D ) lub konstruktywna krytyka, z której można wynieść naukę. Liczę również na podzielenie się Waszymi doświadczeniami z opisywanymi kosmetykami. ;)

pozdrawiam, dziewczynka, która nie używa zapałek. ;)